» Blog » Co w starym fantasy jest lepsze?
21-01-2011 21:39

Co w starym fantasy jest lepsze?

W działach: Książki, Fanboj i Życie | Odsłony: 223

W ciągu ostatniego roku przeczytałem sporo książek fantasy, z czego (rzecz niebywała) przeważająca większość była dobra. Niestety nie było to spowodowane nagłym objawieniem się wielu świetnych pisarzy tworzących w tym, skądinąd niedocenianym gatunku, co pojawieniem się licznych wznowień (oraz temu, że miałem okazję spędzić miesiąc sam na sam ze zbiorami niejakiej Avellany). Tak więc ukazało się ponownie Na Tropach Jednorożca, Saga Drenajów, Kroniki Amberu, Smoczy Tron, Kroniki Czarnej Kompanii, zdaje się też, że ktoś wypuścił ponownie Ziemiomorze, a Solaris wydało Umierającą Ziemię. Ta ostatnia chyba się do tej pory w takiej wielkości na naszym rynku nie ukazała. Przy okazji poszerzyłem swoją znajomość Zelaznego i Tanith Lee, odświeżyłem sobie Kane'a i Conana.


I wiecie co? Podobają mi się bardziej, niż współczesne fantasy.


Oczywiście nie chciałbym stawiać tezy Nowe Fantasy = Bleeee. Prawda jest taka, że każdy wymieniony jest w jakiś sposób pisarzem wielkim, który odcisnął swój ślad na gatunku. Jeśli natomiast nie był wielki, to przynajmniej był popularnym rzemieślnikiem. Co więcej dawniej też istniała masa nieudolnych grafomanów. Byli też pisarze, których twórczości osobiście nie trawie: Morcook, Nortonka, ba nawet z wymienionych Tad Williams od Smoczego Tronu moim zdaniem pisał rozwlekle i nieciekawie. Jednak kilka rzeczy podobało mi się bardzo:


1) Barbarzyństwo


W dawnym fantasy bohaterowie dość często byli barbarzyńcami, jednak działało to także w drugą stronę: światy, w których przychodziło im żyć również były dzikie, a ich społeczności bardzo prymitywne. Spójrzmy na Śródziemie, Ziemiomorze, świat Conana... W zasadzie same osady rolnicze, plemienność, zaczątki państw, niezorganizowana wojskowość, często też niewolnictwo i rytualne ofiary. Dookoła nielicznych osad ludzkich natomiast rozciąga się dzicz, na której grasują dzikie zwierzęta, bandyci i potwory. Niebezpieczeństwa są na każdym kroku.


Przeważająca część współczesnego fantasy opiera się na pomyśle bardzo rozwiniętych społeczności. Akcja dość często rozgrywa się w dużych miastach, wędrówki i dzicz, same w sobie stanowiące bardzo ciekawy motywy schodzą na dalszy plan. Pierwszy zwykle natomiast przybierają intrygi polityczne.


Społeczności są bardzo nowoczesne, zwykle dysponują bardzo szeroko rozbudowaną sferą etyczną, aparatem państwowym, bankowością, handlem, jakimiś siłami policyjnymi, transportem publicznym lub przynajmniej płatnym i całą masą udogodnień. Dość często są też wysoko rozwinięte technicznie, bardzo często zdarza się, że technologię zastępuje magia. Niektóre wyglądają na bardziej zaawansowane od ziemskich.


Zwykle panuje w nich coś w rodzaju równości i tolerancji. Niewolnictwo, pańszczyzna, segregacja płciowa etc. jeśli się zdarzają to tylko wśród obcych kultur lub w królestwach zła. Potworów i innych dzikich bestii niemal się w literaturze już nie używa. Jeśli już, to jako stworzenia z legend, jedno na trzy tomy.


Wygląda to z jednej strony tak, jakby autorzy bali się, że zostaną posądzeni o szerzenie nietolerancji rasowej, mizogini, nawoływanie do przemocy i szeregu innych. Z drugiej strony luksusy i wygody, jakie dostarczają swoim postacią często sprawiają wrażenie, jakby bali się im dać w kość. Zupełnie tak, jakby te światy były tworzone jako jakiegoś rodzaju krainy marzeń typu „chciałbym żyć w innym świecie, być dzielnym bohaterem i umieć czarować, jednak nie chciałbym przy tym zaznać bólu, głodu, brudu i niewygód”. Strasznie to eskapistyczne.


Oczywiście fantasy zawsze było pisane przez marzycieli i dla marzycieli. Jednak mam wrażenie, że kiedyś wyglądało to „chciałbym być bohaterem, ale matka natura mi nie dała i jestem nerdem, a ja wolałbym urodzić się barbarzyńskim osiłkiem, co nie boi się bólu, głodu, brudu i niewygód!”


Nie mówiąc o tym, że tego typu światy, gdzie zło i niebezpieczeństwo czaiły się na każdym kroku były dużo fajniejsze. Po prostu obfitowały w przygody, w odróżnieniu od tych nowych, uładzonych.


2) Bohaterstwo


a) Bo bohaterowie byli bohaterami, a nie emo


Tym, co podoba mi się w starszej fantasy jest to, że powstała przed modą na emo, czy też, jak kto woli: rozbudowane psychologicznie postacie. Ta pojawiła się gdzieś w połowie lat 90-tych i powiem szczerze: nie podoba mi się.


Problem polega na dwóch rzeczach. Po pierwsze: jak wiadomo psychologia to Zygmund Freud, Zygmund Freud to natomiast dziecięce traumy i nieświadoma seksualność. Czyli dla oddania wewnętrznego świata postaci konieczne jest poznanie jej dzieciństwa i alkowy. Stąd, jeśli przypadkiem powieść nie opowiada o losach postaci od jej wieku niemowlęcego do śmierci, to przynajmniej zawiera kilka rozdziałów o jego dorastaniu, relacjach z ojcem (obowiązkowo złych), matką (bitą przez ojca), inicjacji seksualnej etc.


Druga rzecz to ciągłe zaglądanie do głowy bohaterów, rozpisywanie się o ich myślach, emocjach, analizowanie stanów uczuciowych, powracanie do doświadczeń z wymienionego już dzieciństwa. Powiedzmy sobie szczerze: są to rzeczy totalnie niepotrzebne.


W wydanym po raz pierwszy w 1967 roku Panie Światła jest scena, w której świeżo poślubiona małżonka jednego z bohaterów, by wziąć w intrydze jego sojuszników musi się z nim rozwieść. Ów bohater wpada w amok i postanawia wszystkich swoich dotychczasowych sprzymierzeńców (nawiasem mówiąc: niezłych sukinkotów), włącznie z ex-małożonką wymordować. Scena zajmuje pół strony i nie ma tam ani słowa o tym, co czuje owa postać. Mimo to wypada bardzo, bardzo przekonująco i realistycznie. Dlaczego tak jest?


Powodów jest kilka: po pierwsze sytuacja jest dość zrozumiała. Z Jamą (imię bohatera) łatwo się utożsamić nawet bez zaglądania mu do głowy. Każdy, komu w życiu choć raz zależało na innej osobie (czy nawet piesku, kotku lub papużce) jest w stanie zrozumieć, co on czuje w chwili, gdy zostaje porzucony. Do tego nie trzeba trzech stron opisów, uzasadnień, powołania się na przeszłość i motywację postaci. Wystarczy ziarenko wyobraźni i drugie empatii.


Po drugie: nikt z nas nie jest telepatą i nie jest w stanie zajrzeć do głowy drugiemu człowiekowi. Tak naprawdę emocje i uczucia ludzi odgadujemy po ich zachowaniu i mimice ciała, a nie po tym, co dzieje się w ich głowach. Jeśli więc na naszych oczach ktoś zaczyna krzyczeć i daje innej osobie po mordzie mówimy, że się zdenerwował, jeśli natomiast zaczyna płakać, to mówimy, że jest smutny. Nie ma potrzeby pisać, że kogoś „ogarnęła fala bezdennego żalu, poczuł się tak, jak wtedy, gdy żołdacy Mordoru spalili jego wieś, a on mógł tylko bezradnie obserwować ich z zarośli kukurydzy, bo cóż może sześciolatek przeciwko orkom i trollom...”. Wystarczy napisać „z oczu pociekły mu łzy” i już wszystko wiadomo.


Po trzecie: kurcze, kto w krytycznych sytuacjach, chwilach napięcia, wymagających koncentracji lub w momentach wielkich emocji w ogóle myśli i rozpamiętuje? Serio: jeśli skręcacie na przejściu i nagle na pasy wtargnie wam pieszy, to myślicie „on też mam mamę i będzie jej smutno, jak mojej tego dnia, gdy...”, czy instynktownie hamujecie? W momencie, gdy szef stoi wam nad głową lub piszecie klasówkę zalewa was fala jakiejś tam emocji, czy w ogóle nic nie czujecie, tylko koncentrujecie się na zadaniu? W chwili, gdy oglądacie wzruszający film lub horror, ktoś was zdenerwuje lub powie wam coś miłego: cofacie się do przeszłości i rozpamiętujecie dzieciństwo, czy po prostu czujecie tą emocję?


Tak więc: tandetna psychologia nawet z powodu prawdopodobieństwa charakteru postaci jest zbędna.


Po czwarte: po staremu jest zwyczajnie ładniej. Serio. Weźmy taki przykład: do wioski przyjeżdża Barbarzyński Wojownik. Patrzy: a tam pięciu zbirów poniewiera nadobną damę, obdarło ją z szat i widać, że zaraz będzie gwałcić. Sterroryzowani wieśniacy patrzą na to bezsilni. Bierze miecz i zabija bandziorów, bo tak czynią bohaterowie.


W analogicznej sytuacji pojawia się Współczesny Emo. Już chce odjechać, ale przypomina mu się, jak jego ojciec bił matkę, coś w nim pęka i rzuca się na bandytów, których zabija. Kto jest postacią fajniejszą?


Ja powiem, że barbarzyńca. Sorki, w takiej sytuacji każdy chciałby móc postąpić tak, jak on. Najczęściej jednak nie ma miecza, nie warunków fizycznych i często wystarczająco mocnego charakteru, by krzyknąć „Dobra zło, szykuj się na mordobicie!” Barbarzyński wojownik postępuje tak, jak osoba jego pokroju powinna w takiej sytuacji postąpić, czyli bohatersko.


Emo natomiast postępuje jak człowiek z nierozwiązanymi problemami kwalifikującymi się do psychoterapeuty. Niebezpieczny dla siebie i otoczenia furiat, który wpada w szał przy silnych bodźcach.


b) Bo bohaterowie byli bohaterami, a nie łamagami:


Dzisiejsi bohaterowie to najczęściej smarkacze, zwykle dość przeciętni, jeśli nie liczyć bliżej nieokreślonej łaski losu lub równie nieokreślonego daru magii. W sumie osoby niepozorne i często nieciekawe.


Conan był silny jak bohater, bił się jak bohater, pił jak bohater, jadł jak bohater i brał kobietę po kobiecie jak bohater. I do tego napisał dwa lub trzy wiersze. Nikt nie twierdził, że te ostatnie były dobre.


Nie mówcie, że nie pasuje to do gatunku, do którego bezpośrednich przodków należał epos bohaterski i poemat rycerski.


3) Brak podziału dobro - zło


Tak naprawdę podział Dobro – Zło w fantasy istniał zawsze, ponieważ od zawsze w literaturze istniał podział na postacie pozytywne i negatywne. Jednak wraz z Tolkienem, a raczej jego nieudolnymi naśladowcami oraz wraz z ekspansją Dungeons and Dragons oraz jednocześnie politpoprawności się zaostrzył. Częściowo wynika to z przyzwyczajenia do 9 charakterów z wymienionej już gry. Częściowo natomiast ekspansja postaci nieskażonych żadnym grzechem wygląda tak, jakby autorzy się bali, że napisanie czegoś krwawszego sprawi, że ich czytelnicy z miejsca pobiegną do najbliższej szkoły z karabinem automatycznym.


Z drugiej strony autorzy mają tendencję nie tylko do wybielania jednej strony, ale też poniewierania drugiej. Jeśli więc mamy okrutnego tyrana, to musi on być z miejsca lubującym rozlew krwi psychopatą. Jego słudzy dobierani są natomiast według posiadanych degeneracji na zasadzie „Złap je wszystkie”. Tak więc na sto procent gościowi służy np. pedofil – gwałciciel i wielokrotny morderca dzieci, jak na przykład w „Mieczu Prawdy” Goodkina.


Owszem, cała fabuła np. Władcy Pierścieni opowiadała o tym, jak bohaterowie walczą z Władcą Ciemności. Jednak w porównaniu do dzisiejszych tyranów Sauron czy Saruman byli betką. Zachowywali się normalnie, wydawali się w miarę niegłupi, ba nawet charyzmatyczni (ja nie mówię, że lewitująca gałka oczna była charyzmatyczna, ja mówię o ogólnym poziomie). Można było ich traktować poważnie. Kolejni psychopaci dawno temu już zrobili się nudni.


W Conanie było trochę inaczej. Zasadniczo gatunek, jakim jest sword and sorcery zakłada trochę mniejszą skalę akcji i skupienie się raczej na dążeniach osobistych postaci, niż na ratowaniu świata przed złem. Tak więc Conan w prawdzie zabił dużo różnych drani, ale powiedzmy sobie szczerze: sam był draniem. Pił, kradł, szlajał się z dziwkami, rabował, bezcześcił świątynie... W jego wypadku nie była to walka dobra ze złem, a zwyczajny dobór naturalny „może zostać tylko największy drań”. Różnego rodzaju demony, potwory, kapłani Setha i innych plugawych bożków zwyczajnie nie byli wystarczająco draniowaci.


W porównaniu do Conana i innych herosów sword and sorcery współczesne postacie to banda zwykłych prawiczków.


4) Cthulhu


Kolejna fajna rzecz obecna w starym fantasy to taki mroczek związany zwłaszcza ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jest w zasadzie wszędzie: i u Tolkiena, gdzie Gandalf boi się, że wyczuje go Sauron i u Howarda oraz naśladowców, gdzie magia nieodłącznie wiąże się z dawnymi bóstwami, jeden w jeden wrednymi i niewysłowionymi. Jest u Tanith Lee i to w podobnym wydaniu. Także w Ziemiomorzu Le Guin nie jest w pełni bezpieczna z uwagi na równowagę, dane moce ziemi i siły zaświatów.


Niestety współczesna wizja magii przeszła dość mocno najpierw przez filtr DeDeków, a później Diablo i sprowadza się tylko do miotania fajerolami. Jest to bezpieczne jak kąpiel w brodziku i zasadniczo strasznie spłycone. Szkoda, bo niebezpieczne, mroczne czary stanowiły bardzo fajny patent fabularny.


5) Dużo zabijania, mało gadania


Tym co jest charakterystyczne dla dawnego fantasy jest fakt, że zwykle było krótsze. Powieści liczyły 200-300 i zwykle zamykały się w jednym tomie. Oczywiście były wyjątki, na przykład Władca Pierścieni miał trzy tomy po 500 stron. Jednak przy współczesnych cyklach typu „10 tomów, 700-800 stron każdy” to i tak mało.


Odnoszę wrażenie, że jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest brak umiejętności dokonania selekcji materiału. Oraz moda na opisywanie wszystkiego jak leci.


Z jakiegoś powodu uznano, że każdy szczegół w powieści musi posiadać swój opis. Staranność zbliżona jest tutaj do tej modnej w pozytywizmie i uczciwie mówiąc często niepotrzebna. Tak więc opisuje się dokładny wygląd ubrania, ekwipunku i uzbrojenia, jego zasadę działania, wygląd postaci i wszystkich pomieszczeń, niezależnie czy gra to jakąś rolę czy nie.


Oczywiście czasem taki zabieg ma racje bytu, na przykład, gdy czytelnikowi należy przedstawić wygląd i działanie jakiegoś artefaktu obcych. Często jednak jest to zupełnie zbędne. Przykładowo w niedawno czytanej przezemnie, bardzo słabej książce Wędrowiec autor rozpisywał się o działaniu świec dymnych i parzeniu herbaty na kilka stron. W tym kontekście wystarczyłoby, gdyby napisał zwyczajnie „Ash zaparzył herbatę” lub „Nico rzucił granat dymny”. Bardzo często celebrowane są np. opisy posiłków. Na przykład autorka (znów słabej) powieści Eon bardzo dużo miejsca poświęciła uczcie u pseudochińskiego cesarza. Podobnie robił to Lynch w powieściach o Locke Lammorze, choć miał odrobinę więcej wdzięku. Obaj pisarze nie znali się na gotowaniu, tak więc Lynch zmyślał potrawy fantasy, jego konkurentka natomiast opisała prawdziwe chińskie dania, przy czym nie wyszła poza menu z wietnamczyka na Dworcu Centralnym.


Zawsze w takich wypadkach przypomina mi się opis śniadania z pierwszego tomu Amberu. „Za pozostałe pieniądze zamówiłem posiłek: jajko na bekonie. Bekon był trochę za suchy” (cytuje z pamięci). Zasadniczo w tym zdaniu jest zarówno wszystko, co potrzeba jak i wszystko, co interesuje czytelnika.


Tak naprawdę nie trzeba opisywać każdego szczegółu, gestu czy słowa. Dialogi nie muszą być bardzo rozbudowane, można je skrócić do wymiany kilku zdań. Nie trzeba też opisywać walk sekunda po sekundzie i cios po ciosie. Można iść na skróty i efekt wcale nie będzie gorszy. Powiem więcej: będzie często lepszy, bo wyobraźnia czytelnika i tak zrobi swoje, a przy okazji nie zostaną oni zanudzeni nadmiarem zbędnych informacji.

Komentarze


dzemeuksis
   
Ocena:
0
Próbuję polecić notkę, ale coś nie chce mi to zadziałać...
21-01-2011 22:02
27383
   
Ocena:
0
F5 i inne czyszczenie pamięci przeglądarki oraz ciasteczek - to zawsze pomaga :)
21-01-2011 22:10
baczko
   
Ocena:
+1
IMO jest jeszcze jeden dobry argument - fantasy w wykonaniu le Guin czy Tolkiena to były przede wszystkim opowieści o pewnych wartościach, z przesłaniem, którego spora część obecnej fantasy nie posiada.

Co do podziału Dobro- Zło:

Zauważam bardziej zmierzanie ku szarości, niż odchyły w którąś stronę tej osi.

ad 5

To już kwestia warsztatu poszczególnych autorów.
21-01-2011 22:12
chimera
   
Ocena:
0
Mi też polecanka nie działa.

@baczko

Jakie wartości? Jakie przesłanie?

Ryzykowne kryteria w wartościowaniu literatury.

@zegarmistrz

Jeżeli chcesz świetnych bohaterów w nowej fantasy, to rekomenduję trylogię arturiańską Cornwella.

http://ksiazki.polter.pl/Nieprzyja ciel-Boga-Bernard-Cornwell-c22523
21-01-2011 22:37
Xolotl
   
Ocena:
0
Dużo uogólnień i przerysowanych stereotypów, ale notka super, jedna z lepszych jakie ostatnio tu czytałem. Wpasowuje się w to co ostatnio tworzę:)
21-01-2011 22:40
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1
Co do polecania - nie klikajcie na "Poleć tę notkę" tylko na licznik polecających. Mi działa, ale nie mam pojęcia, czemu w taki sposób.
21-01-2011 22:50
baczko
   
Ocena:
+1
@chimera

Nie chodzi mi o wartościowanie, że ta literatura lepsza a ta gorsza - wskazuję tylko, że wg mnie dla np. Tolkiena i le Guin fantasy była środkiem do pokazania pewnych wartości (miłość, przyjaźń, odkupienie, szlachetność). Na tym się skupiali.
21-01-2011 22:52
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Faktycznie, jak klikam w napis to też mi nie działa.
21-01-2011 22:54
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
ale rację ma zegarmistrz, przynajmniej zgodną z moimi preferencjami, bo sam zaczynałem przygode z Fantasy od Conana i podobnych, ktre wciągały mnie w całą tą fantastycznośc i innośc, pokazując "tak mogło byc" - zresztą z tego co pamiętam, sporo Conana bazowało na Lovecrafcie i np tezach Madame Blavatsky (te wszystkie Lemurie, Kush itd), ktorzy próbowali nie "zmyslac" światy, a ufantastycznic przeszłośc Ziemi.
Natomiast czytanie n-tej historyjki o wojnie z goblinami/krasnoludami/elfami, szukaniu Płaszcza, Czapki, Szalika, Miecza, Tronu, Kielicha czy innych Kryształów, żeby pokonac Złego Króla/Czarwonika/Boga/Wampira/Licza , a szuka ją banda nastolatków, albo cudna elfia księzniczka co dobrze robi łukiem i kocha jednorożce i inne puchate zwierzątka...
Moja ciotka czytała kiedyś Harlequiny. Wzięła jedna z ksiązek fantasy, ktore kupiłem na przecenie w bardzo nudne lato - powiedziala ze róznicy nie widzi, a ciekawsze, bo tam przystojniak ma miecz i jeździ konno. Więc o tyle dobrze wychodzi fantasy w porównaniu z romansidłami dla starszych pań.
21-01-2011 23:05
Scobin
   
Ocena:
+7
A to nie jest tak, że po prostu przypadkiem miałeś kontakt z dobrymi starymi książkami i kiepskimi nowymi, a nie odwrotnie? ;-)

Generalnie strasznie subiektywna mi się wydaje ta notka. Mam wrażenie, że bardziej by do niej pasował tytuł "Co lubię w starym fantasy".


Jak wiadomo psychologia to Zygmund Freud

To znaczy chodzi Ci o to, że pisarzom (zresztą w ogóle niefachowcom) tak się wydaje, a w każdym razie głównie z Freuda korzystają (zamiast innych psychologów)? Jeżeli tak, to mogę się zgodzić. :)
21-01-2011 23:12
XLs
   
Ocena:
0
HEHE 100 % racji dla autora... jak ma rabowac to rabowac, jak zabijac to zabijac... a nie zastanawiać się nad filozofią i wzdychac do przeszłości...

Dlatego od zawsze S&S dla mnie to jest to a reszta... czyli krasnal elf plus intryga wywołuje u mnie dreszte i odruch wymiotny:P
21-01-2011 23:19
GollumRPG
   
Ocena:
0
A ja sie nie zgadzam z tym co zegarmistz napisal. Nie przekonuje mnie. I az takiej roznicy nie widzialem jak czytalem.

Ale jak sie nie podaje dokladnie tytulow to se mozna wszystko udowadniac.
22-01-2011 00:02
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@ Scobin
No mogło tak byc, ze mialem szczęście do starych, a pecha do nowych :)
Ale myślę, że dla mnie winna jest propagacja fantasy przez media, internet, i co by tu nie mowic... D&D, a dokladniej to oparte na nim chocby gry komputerowe czy powieści, które tworzą jednak dośc skostniałą sztampę, od której kalkuje większośc pisarzy fantasy w dzisiejszych czasach... to jest moje zdanie oczywiście.
Ale to że notka jest subiektywna, to jasne - chyba tak ma byc na czyimś blogu?
22-01-2011 00:40
Morf_GM
   
Ocena:
0
Dziękuję za przypomnienie "Pana Światła": to znakomita książka, a ja kiedyś pochłonąłem ją za jednym posiedzeniem, z przerwami na posiłki i załatwianie potrzeb fizjologicznych. Ku memu zdziwieniu nadal dostępna w Merlinie, co zaraz wykorzystam, by kupić nowy egzemplarz, jako że stary niedobra amba zjadła (czytaj: żaden ze znajomych nie przyznaje się, że pożyczył).
22-01-2011 08:35
dzemeuksis
   
Ocena:
0
Spod FF się udało, ale z Chroma nie działa mi nawet sposób AdamaWaskiewicza.

Odświeżanie też nie pomagało, a ciasteczek nie chciało mi się czyścić. Następnym razem spróbuję.
22-01-2011 09:47
Scobin
    @zigzak
Ocena:
0
Przepraszam, zapomniałem zaznaczyć: mój komentarz był kierowany do zegarmistrza, a nie do Ciebie. :) Chociaż w sumie przedstawiacie podobny punkt widzenia.

A z tym, że blog = subiektywność, akurat się nie zgodzę. Blog pozwala na subiektywność, ale jej nie wymusza. ;)

PS. A to nie jest tak, że po prostu stare fantasy się wytarło i trudno już tak teraz pisać, bo każdy kontynuator dawnej konwencji będzie wchodził z konieczności w buty epigona?
22-01-2011 12:29
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Scobin: trzeci akapit. Nie da się też ukryć, że Ursula le Guin, Roger Zelazny, Tolkien, czy Tanith Lee to byli prawdziwi mistrzowie gatunku, z którymi typowy random nie jest w stanie konkurować.

PS. A to nie jest tak, że po prostu stare fantasy się wytarło i trudno już tak teraz pisać, bo każdy kontynuator dawnej konwencji będzie wchodził z konieczności w buty epigona?

Trochę, ale myślę, że główne powody są inne:

1) Uboga wyobraźnia oparta głównie o WoWa i rozrywkowe programy telewizyjne oraz słabe (bo oparte o WoWa) rozumienie gatunku.
2) Model wydawniczy faworyzujący z jakiegoś powodu cykle i powieści napuchnięte.
3) Własne problemy z warsztatem debiutujących pisarzy.

Ps. Morf_GM: w sklepie ISY Pana Światła można kupić za 1 grosz jeśli się zamówi jakąś inną książkę lub podręcznik do RPG. Z tym, że niestety nie ma czego zamawiać...
22-01-2011 13:06
Majkosz
   
Ocena:
+6
E tam. Wszystkiemu winne są kursy Creative Writing, na których do znudzenia tłucze się "Aspects of Novel" Fostera ("show, don't tell!") i poglądy Henry'ego Jamesa na warsztat literacki oraz zadania powieści. W efekcie otrzymuje się autorów, którzy zamiast wykształcić własny styl i mieć jakiekolwiek poglądy estetyczne, piszą dokładnie, toczka w toczkę tak samo.

I taki właśnie styl zakorzenia się w powieści popularnej, nie tylko fantasy.

serdecznie pozdrawiam!
22-01-2011 14:45
~Telchar

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie wiem jakie współczesne fantasy czytałeś ale IMO wszystkie twoje argumenty są nietrafione.
22-01-2011 15:01
Scobin
    @zegarmistrz
Ocena:
+4
Ale co trzeci akapit? :)

Mówię, według mnie cały czas porównujesz wagę ciężką do wagi piórkowej. Jeśli po jednej stronie Le Guin i Tolkien, to po drugiej Gaiman i Martin, a nie np. Goodkind. Porównanie dobrych książek ze złymi książkami zawsze wypadnie na korzyść tych pierwszych, niezależnie od epoki. ;)

Bez wątpienia teraz jest więcej (w liczbach bezwzględnych) tandetnej produkcji fantastycznej niż wcześniej, ale umówmy się: nie każda książka fantasy napisana przed rokiem 1995 jest wielką literaturą. ;)
22-01-2011 15:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.